
Wszyscy świetnie to znamy, ale jednak pozwolę sobie
przypomnieć. Matyldę
i Leona – dwoje wielkomiejskich samotników – połączył dramat, który rozegrał
się w mieszkaniu dziewczynki. Zamordowana została cała jej rodzina. Bohaterka
dowiaduje się o tym, gdy wraca ze sklepu z zakupami, które zrobiła na polecenie
ojca oraz – no, właśnie! – dwoma kartonami mleka dla Leona. Mordercy stoją na klatce, a
przez uchylone drzwi widać, do jakiej masakry doszło. Dziewczynka ze łzami w
oczach mija swoje mieszkanie, udając, że niczego nie zauważyła i naciska
dzwonek przy drzwiach Leona. Bohater dość długo waha się, czy otworzyć, w końcu
jednak wpuszcza dziewczynkę do środka. Przez uchylające się drzwi wylewa się
jasne, ciepłe światło, które opromienia dziewczynkę. Wywołuje to wrażenie,
jakby Matylda przekraczając próg mieszkania Leona, przechodziła do zupełnie
innego wymiaru.
Susan
Hayward pisze, że para głównych bohaterów wchodzi w potrójną relację: ojciec –
córka, matka – syn oraz kochanek – kochanka. Autorka podkreśla jednocześnie, że
w każdą z trzech więzi wpisany jest paradoks, który sprawi, że nie będzie się
ona mogła w pełni rozwinąć [por. Hayward 1998: 139-144]. Jako córka Matylda
jest posłuszna Leonowi, który zabrania jej palić oraz każe dużo ćwiczyć
i pić mleko.
To ostatnie Hayward
interpretuje wręcz jako dążenie w stronę relacji macierzyńskiej – to matka daje
swojemu dziecku mleko jako pierwszy pokarm. Z drugiej strony, Matylda
wielokrotnie pełni w ich relacji funkcję „dorosłego”, choćby dlatego, że wydaje
Leonowi polecenie,
by nauczył ją zabijać i w dodatku oferuje mu za tę naukę zapłatę (niezależność
finansowa), co w oczywisty sposób burzy relację dziecięcej podległości
rodzicowi. Co więcej, dziewczynka pokazuje mężczyźnie niektóre uroki życia (jak choćby spanie
na łóżku, zamiast w fotelu), sprząta mu i robi zakupy, a gdy orientuje się, że
Leon jest analfabetą, uczy go czytać. Przejmuje tym samym pewne elementy roli
matki-opiekunki, tyle że oczywiście nie może jej w pełni realizować jako
dwunastoletnia przestraszona dziewczynka. Z kolei, Luc Besson w jednym z
wywiadów przekonywał, że
„Leon” to opowieść o dwojgu dzieciach,
dziewczynce i chłopcu. Mentalnie oboje mają po dwanaście lat, oboje są
zagubieni i się kochają. Bez względu na to, jak postrzegamy tę
dorosło-dziecięcą relację oraz akcenty dorosłości i dziecięcości w obu
postaciach, motyw mleka okazuje się kluczowy.
Leon
– choć zarabia jako płatny morderca – przedstawiany jest jako odważny i honorowy „człowiek z
zasadami”. Jego dewiza „oprócz kobiet i dzieci” oraz poświęcenie, na jakie
zdobywa się, by pomścić śmierć braciszka Matyldy, sprawia, że widzimy w nim samotnego
jeźdźca z klasycznych westernów. Tym bardziej, że także w
schemacie fabularnym „Leona” odnajdziemy związki z gatunkiem westernu. Jest tu
przecież Zły (Stansfield) terroryzujący zamkniętą społeczność lokalną
(mieszkańcy kamienicy) oraz przybywający z daleka na ratunek Dobry. Z bohaterami
klasycznych westernów łączy Leona także piętno bolesnej przeszłości (w toku akcji dowiadujemy się, że jest
imigrantem,
który przybył do Nowego Jorku uciekając przed wspomnieniami), brawura i niechęć
do wchodzenia w bliskie relacje z otoczeniem. Zresztą, sam Leon demonstruje
swoją fascynację bohaterami westernów, naśladując w jednej ze scen Johna
Wayne’a – jednego z najbardziej charakterystycznych odtwórców ról w filmach
tego gatunku (m.in. pamiętne kreacje w „Dyliżansie”, 1939 i „Rio Grande”, 1950,
Johna Forda, czy „Rzece czerwonej”, 1948, Howarda Hawksa).
Podobnie
jak bohaterowie westernów Leon pije regularnie, tyle że nie whisky, a mleko. Właśnie ze szklaneczką mleka widzimy go w pierwszej scenie - gdy przyjmuje kolejne zlecenie.
Jak zauważa Łukasz Plesnar – Zarówno na
prawdziwym Zachodzie, jak i jego filmowym odpowiedniku, alkohol – prócz funkcji
użytkowych – pełnił również rolę swoiście pojętego symbolu męskości. Prawdziwy
mężczyzna musiał nie tylko celnie strzelać i mocno uderzać pięścią, ale i pić –
regularnie, choć umiarkowanie. Picie przez Leona mleka w pierwszym momencie może
być uznane za element parodii gatunku i budzić skojarzenia na przykład z
Lemoniadowym Joe – tytułowym bohaterem czechosłowackiego filmu Oldřicha Lipsky’ego z 1964 roku
– który
też bynajmniej nie raczył się alkoholem. Jednak ponieważ w filmie brak innych
parodystycznych chwytów, odbiorca musi taki trop zarzucić jako niespójny z
wymową całości. Z drugiej strony, upodobanie do mlecznych napojów i starych
musicali łączy Leona z bohaterami „Mechanicznej pomarańczy” (1971), Stanleya
Kubricka, którzy w swoim ulubionym pubie Korova Milky Bar popijają drinki na bazie
mleka, a główny bohater w trakcie brutalnego napadu nuci szlagier z „Deszczowej
piosenki” (1952, reż. Stanley Donen). Pamiętacie, że Leon jest fanem
starych musicali?
Filmowe mleko kumuluje wszystkie te – wydawałoby się sprzeczne – motywy i
znaczenia: opiekuna i dziecka, bezwzględnego mordercy, a jednak człowieka z
zasadami, ostatniego sprawiedliwego i wrażliwca…
✷✷✷✷✷
Fanom Luca
Bessona oraz filmu „Leon zawodowiec” polecam książkę Susan Hayward „Luc
Besson” (Manchester
University Press, 1998) oraz – nieśmiało – moją: „Luc Besson. Uśmiechnięta
twarz filmowego postmodernizmu” (Sedno, 2012).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz