Z kalendarza wynika,
że 14 marca imieniny obchodzą Leon i Matylda. Bardzo filmowy zestaw
solenizantów. „Leon” (po polsku zwany „Leonem zawodowcem”) to jeden z moich
ukochanych filmów. Choć jedzenie nie pełni w nim istotnej funkcji, jest w
fabule jeden kulinarny motyw o wyjątkowym znaczeniu – mleko.
Wszyscy świetnie to znamy, ale jednak pozwolę sobie
przypomnieć. Matyldę
i Leona – dwoje wielkomiejskich samotników – połączył dramat, który rozegrał
się w mieszkaniu dziewczynki. Zamordowana została cała jej rodzina. Bohaterka
dowiaduje się o tym, gdy wraca ze sklepu z zakupami, które zrobiła na polecenie
ojca oraz – no, właśnie! – dwoma kartonami mleka dla Leona. Mordercy stoją na klatce, a
przez uchylone drzwi widać, do jakiej masakry doszło. Dziewczynka ze łzami w
oczach mija swoje mieszkanie, udając, że niczego nie zauważyła i naciska
dzwonek przy drzwiach Leona. Bohater dość długo waha się, czy otworzyć, w końcu
jednak wpuszcza dziewczynkę do środka. Przez uchylające się drzwi wylewa się
jasne, ciepłe światło, które opromienia dziewczynkę. Wywołuje to wrażenie,
jakby Matylda przekraczając próg mieszkania Leona, przechodziła do zupełnie
innego wymiaru.