poniedziałek, 4 marca 2019

"Mad Men" (1)

Betty w swej "naturalnej" przestrzeni

Mam taką osobistą serialową „listę hańby”. Znajdują się na niej tytuły seriali, które każdy obejrzeć powinien, a których do tej pory nie widziałam. Tym razem odhaczam „Mad Men”. Zaczynam 3. sezon, więc jeszcze sporo przede mną, ale już teraz jestem ogromnie zaskoczona, jak ważną rolę pełni w fabule jedzenie. Już wcześniej sporo o serialu słyszałam, ale jakoś nie trafiłam na analizy eksponujące obecność motywów kulinarnych. Dziwne…

„Mad Men” pokazuje kwintesencję amerykańskiej kultury konsumpcyjnej początku lat 60. – pracowników agencji reklamowej, ich rodziny oraz klientów. To świat, którego istotę wytycza wynik potyczki Kennedy-Nixon; świat, w którym za chwilę do głosu dojdzie pokolenie easy riderów, a kobiety dzielą się na te, które chcą być jak Marylin i te, które chcą być jak Jackie. To też rzeczywistość, w której za moment objawi się Julia Child. Nie sposób tu o niej nie wspomnieć, ponieważ w tkance fabuły niezwykle ważną funkcję odgrywają postaci kobiece, ukazywane nie tylko barwnie i różnorodnie (choć i stereotypowo jednocześnie, o czym jeszcze za chwilę), ale także – w procesie przemian. To o tyle interesujące, że właśnie bohaterki są w serialowej czasoprzestrzeni pokazane jako stawiające czoło rzeczywistości i podążające za nurtem społeczno-kulturowych przemian. Z kolei męskie postaci wydają się w tej rzeczywistości niejako „zasklepione” – opierają się zmianom; może ich nie rozumieją, a może właśnie rozumieją na tyle dobrze, by wiedzieć, że ich nie chcą, bo oznaczają upadek (lub co najmniej poważne zachwianie) męskiej dominacji…


Wśród kobiecych postaci interesujące i istotne wydają się zwłaszcza trzy: żona głównego bohatera – Betty, przecierająca szlaki w męskim świecie reklamy Peggy oraz szefowa sekretarek Joan, opierająca strategię działania na wykorzystywaniu swych kobiecych walorów. Wszystkie trzy bohaterki realizują określone „typy”, oparte są na popularnych stereotypach, ale jednocześnie twórcy zgrabnie (choć czasami bezpardonowo) te stereotypy ogrywają i przekraczają.
W kontekście interesujących mnie kulinariów ważna jest zwłaszcza Betty – wcielenie figury amerykańskiej pani domu, niczym z reklamy coca-coli (nie zdradzę wiele, jeśli dodam, że śmiało można ze zdania usunąć słowo „niczym”). Betty pochodzi z tak zwanego dobrego domu i wychowana została w przekonaniu, że najważniejszym celem w życiu kobiety jest znalezienie dobrego męża oraz zostanie dobrą żoną i matką. Ze znalezieniem dobrego męża, Betty – zdaniem rodziny – poradziła sobie umiarkowanie, jako że Don ma niejasną przeszłość i pracuje w „podejrzanej” branży. Za to część dotyczącą bycia dobrą żoną i matką realizuje wzorcowo, sprowadzając swe jestestwo do przestrzeni domowej, a tę z kolei przede wszystkim do wieczornego rytuału oczekiwania z kolacją na powrót męża z pracy. Ich wieczorne posiłki kumulują napięcia i konflikty, stając się metaforą rodzinnych relacji.


Betty nie jest jednak – jak mogłoby się wydawać – postacią „płaską”. Przeciwnie, ewoluuje, zyskując coraz większą samoświadomość, ale też stając się dowodem, że samoświadomość boli. To sprawia, że jest jedną z najbardziej interesujących postaci serialu i zyskuje rys tragiczny. Wydaje się, że w kontekście serialowej pani domu lekturą obowiązkową powinna stać się książka Frances Short „Kitchen Secrets: The Meaning of Cooking in Everyday Life”.


 Jedna jeszcze uwaga na zakończenie tych wstępnych refleksji: interesujące wydaje się, jak serialowy świat reklamy przypomina popkulturowe obrazy biznesów gangsterskich – także w zakresie wykorzystania kulinariów i to nie tylko dlatego, że interesy dobijane są przy suto zastawionym stole, nierzadko w restauracjach. Warto dodać w tym miejscu, że jednym z twórców "Mad Men" jest Matthew Weiner wcześniej odpowiedzialny za sukces "Rodziny Soprano". Z drugiej strony, jest w mad menach coś z bohaterów kina noir i to coś więcej niż szklaneczka trunku i papieros…

1 komentarz: