O blogu


O KINIE I O KUCHNI - A GŁÓWNIE O JEDNYM I DRUGIM JEDNOCZEŚNIE

Filmy są zależne od jedzenia. Komedie slapstickowe potrzebują scen bitew na torty, które urastają do awantury. By wyrazić swoją stanowczość, twardziele z westernów i filmów akcji piją tani alkohol. Gangsterzy mówią z pełnymi ustami. Detektywi z filmów noir piją w samotności. Braterstwo zmusza żołnierzy i oficerów do dzielenia się jedzeniem i piciem. Melodramaty potrzebują prowadzących do katastrofy lub podnoszących na duchu rodzinnych obiadów. Komedie romantyczne czerpią korzyści z czekolady. Mainstreamowe kino amerykańskie jest mozaiką niezapomnianych scen kulinarnych 
(Cynthia Baron, Diane Carson, Mark Bernard, „Appetites and Anxieties. Food, Film, and the Politics of Representation”, Wayne State University Press 2014, s. 1)

Cytat z kapitalnej książki „Appetites and Anxieties” trafia w sedno. Filmowe reprezentacje jedzenia - niemal zupełnie pomijane w polskim dyskursie akademickim, bagatelizowane przez wielu krytyków i recenzentów, ale dostrzegane przez „zwykłych" kinomanów - są fascynującym materiałem badawczym. I nie mam wcale na myśli wyłącznie klasyków tzw. food filmu w rodzaju „Uczty Babette” czy „Czekolady”. Interesujące wydają mi się zwłaszcza kulinarne „momenty” w tych filmach, które z jedzeniem - przynajmniej pozornie - niewiele mają wspólnego: pachnące pomidorowym sosem do spaghetti kino gangsterskie, roztaczająca woń rozgotowanego buta „Gorączka złota”, przywodząca na myśl smak tostów „Sprawa Kramerów”, napawające lękiem menu Hannibala Lectera... 

Blog powstał jako dopełnienie (a najpierw zapowiedź) książki „Filmy do zjedzenia. Obrazy jedzenia w kinie amerykańskim” (WN Katedra, 2017), ale nie jest jej stricte integralnym elementem.

Smacznego czytania i oglądania!

2 komentarze:

  1. Lubię smacznie poczytać szczególnie, gdy treści są ciekawe, a te tak się zapowiadają. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń